Trzeciego dnia wyprawy postanowiliśmy zrobić kanion o dużych trudnościach wodnych jak i linowych – Takamaka 1 v5a6. Akcja zajęła nam 12 godzin od wejścia do kanionu do wyjścia do parkingu w osiem osób. Pierwsza kaskada, rozpoczynająca kanion, robi ogromne wrażenie, zwykły potok nagle załamuje się w gigantyczną przepaść, otwierając się tym samym na całą dolinę rzeki Marsounis. Otchłań, w którą się zjeżdża, onieśmiela… z góry rozpościerają się widoki na urwiste zbocza porośnięte dżunglą, a końca kanionu nie nie widać za wieloma załomami błądzącej w kierunku oceanu doliny. Po pokonaniu pierwszych suchych zjazdów, kanion nagle zmienia charakterystykę – staje się bardziej wcięty, a przepływy wody znacznie się podwyższają… Najbardziej ekscytujący moment w kanionie to 52 metrowa kaskada z wodą bijącą z ogromną siłą, wywołującą warunki sztormowe w basenie do którego wpada… Zalewające fale miotają pływającymi kanionierami jak chcą, utrudniając tym samym wydostanie się w bezpieczne miejsce. Na szczęście wszyscy po kolei bezpiecznie i sprawnie wydostali się z zagrożonego miejsca. W kanionie znajduje się jeszcze kilka miejsc z technicznymi skokami, oraz topoganami w białej kipiącej wodzie wymagającymi precyzji oraz asekuracji na brzegu czekających z pomocą kolegów.
Kanion kończy się gigantyczną zaporą, przed którą rozpościera się jezioro. Według opisów z różnych źródeł, kanion ten posiada dwie drogi wyjścia jedna przed zaporą, druga na zaporze – my oczywiście wybraliśmy tę ciekawszą, czyli drugą. Teraz czekała nas kolejna przygoda, jedynym sposobem wydostania się z kanionu było przepłynięcie zbiornika z automatycznym zrzutem wody oraz przedostanie się przez zaporę na drugą stronę doliny… na szczęście zrzut wody nie nastąpił. Dostanie się na drugi brzeg wiązało się z nie do końca legalnym sforsowaniem obiektu. Na szczęście kanioningowycy byli tu przed nami. Przygotowane stare punktu w murach tamy ułatwiły nam przedostanie się na drugą stronę doliny, oczywiście pod czujnym okiem kamer 😉
Niestety wiedzieliśmy, że pokonanie tamy to jeszcze nie wszystko. Wybiła godzina 18ta – oznaczało to, że w przeciągu najbliższych kilkunastu minut zapadnie całkowity zmrok. Od razu szybko się przebraliśmy, przegryźliśmy ostatni baton aby ruszyć do parkingu przez mroczną dżunglę… droga powrotna zajęła nam około 3 godzin. Akcję zakończyliśmy o godzinie 21szej po dotarciu na parking, wszyscy byli głodni i zmęczeni, ale szczęśliwi z tak udanego i intensywnego dnia 🙂