Niespodziewanie… Bras Rouge

Nad ranem obudził mnie straszny szum. Pomyślałam, że to gwałtowne uderzenia wiatru, podeszłam do okna, ale na dworze mimo zachmurzenia palmy stały spokojnie. Szum nie ustępował, ponownie położyłam się spać, ale odgłosy na zewnątrz nie dawały mi spokoju… W przeciągu 15 minut szum zaczął się nasilać, okazało się, że to gwałtowny opad deszczu, który teraz ze zdwojoną siłą zaczął uderzać w szyby. Na szczęście był on równie intensywny jak i krótki, niestety powtórzył się kilkakrotnie. Pobudka o godzinie 4 polskiego czasu (6 rano na Reunion) była dość nerwowa, według kolegów opady trwały całą noc, nastało spore zachmurzenie co zmusiło nas do zmiany planów. Decyzja padła na wybór kanionu na drugiej stronie wyspy, gdzie pogoda miała być stabilniejsza. Pora wyjazdu przesunęła się o dwie godziny w związku z przygotowaniem logistyki do kanionu. W ten oto sposób pojechaliśmy na Bras Rouge. Dojazd około 2,5 godziny był niezwykle urokliwy, ale i męczący. Droga wiła się na stromych górzystych zboczach, porośniętych dżunglą. Ilość zakrętów skumulowana na tej trasie dała nam w kość… Z okiem samochodu podziwialiśmy zapierające dech w piersiach widoki, ale także kiście bananów, na przydrożnych dzikich bananowcach :). Sam kanion Bras Rouge był raczej krótki, około 2-3 godziny, ale i zróżnicowany. Charakter kanionu w większości otwarty, zjazdy, skoki oraz możliwe do wykonania topogany, ładnie myty. Niestety zanim zdążyliśmy się rozkręcić, ta część kanionu zdążyła się skończyć ;( ponieważ godzina była zbyt późna tylko część ekipy zdecydowała się wejść do kolejnej części kanionu. W mniejszej grupie działanie poszło bardzo sprawnie i szybko. Dolna część obfitowała w ładne i techniczne skoki.

DSC_1884

DSC_1895

DSC_1904

DSC_1909

DSC_1924

DSC_1930

DSC_1940

DSC_1871