Czy śpimy w kasku? – czyli dwa razy 1000+ na Korsyce

Wróciliśmy, ale trudno określić czy z tarczą czy na tarczy, ponieważ z dwóch najpoważniejszych celów wyprawy 2 x 1000+ m został zrealizowany tylko jeden i to ten chyba mniej dla nas atrakcyjny.

   

 

Ale od początku… Pojechała nas całkiem pokaźna grupa upchana w dwa samochody. Nawet ostatnim chętnym musieliśmy z przykrością odmawiać. W cadillacku pod wodzą naszego lidera samozwańca Ola jechali Ola Jasińska vel Zofia, ściągnięty z kosmosu Paweł Szołucha oraz ja – Rudi (AKG). Liderem drugiego samochodu był Wojtek Bondyra, który do wyjazdu zmusił czy też zachęcił swoją rodzinę – żonę Elę i syna Piotrka. Z nimi przemieszczał się również świeżo skorumpowany przez nas – kanioningowe odkrycie roku 2012 – Mateusz Czerwiak (STJ).

Sporządzony przez überführera harmonogram minutowy wyjazdu był bardzo ambitny.

Był to projekt 2 x 1000+, czyli przejście dwóch kanionów o deniwelacji ponad 1000 m: T-A-T (znający temat wiedzą o co chodzi, a tym nieznającym pełna nazwa nic nie powie, także zostawmy tylko akronim) oraz Vallon de Nura–Purcaraccia 1150 m. Te dwa kaniony stanowiły główny cel naszej trzeciej już wyprawy na piękną Korsykę.

Grupa bardzo szybko się zgrała i każdy odnalazł swoją niszę, w której doskonale się realizował.

Olo oczywiście objął rolę überführera, przewodnika stada; planował, wyliczał, prowadził, zarządzał, marudził i obrażał się na nieposłusznych i niechcących się podporządkować, czyli głównie na mnie 😀  Podczas akcji był szerpą i prowadzącym, któremu ufaliśmy w 100%.

Ola była prawdziwym mistrzem kuchni, tym razem obiady wyprawowe były niejednokrotnie lepsze i wykwintniejsze od tych, które na co dzień jadamy w domach. Poza tym, Ola ze swoją siłą spokoju, cierpliwością i radością była podporą całej drużyny.

Paweł został naszym supporterem; odpowiedzialnie stanął na wysokości zadania i wspierał naszą grupę w poważniejszych akcjach. Rozwalił nas na samym początku kiedy na swoim drugim w życiu kanionie ze jak zwykle ze swoją niewzruszoną miną zaliczył techniczny S10. Doraźnie dorabiał w kuchni jako pomoc.

Mateusz chłopak nie do zdarcia był naszym czołowym zawodnikiem, podczas akcji nosił liny, poza kanionami także dorabiał w kuchni jako pomoc. Poza tym dużo robi, mało mówi, ale jak już powie albo zapyta, to się dziwimy bardzo… czy śpimy w kaskach ? ubierasz mokre skarpety czy suche ? 😉

Bondirasy w końcu zaliczyły swoją pierwszą samodzielną akcję – gratulujemy! Poza tym godnie reprezentowali nas na plażach Sardynii 😛

A ja Rudi ? Jak to ja, byłam błaznem na dworze króla Aleksandra oraz hobbystycznie dorabiałam na zmywaku.

 

Zrealizowane cele:

Ruda v3a3 II – znany nam już kanion, zaliczony przez nas poprzednio już dwa razy. Wbrew pozorom, przy większej wodzie, to całkiem fajny kanion. Kulminację stanowi ośmiometrowej wysokości kamienny mostek, z którego namiętnie skaczemy trenując nowe konfiguracje i techniki filmowania. Tym razem znowu było dużo wody, a więc dużo zabawy. Kanion dobry jako rozgrzewka całego wyjazdu.

Falconaia v4a1 II –  biegnie równolegle do Rudej, ale w porównaniu do niej tu dominują same piony, w czerwcu niestety mniej wody i jest bardziej techniczny ale znacznie mniej rozrywkowy. Dojście jest kontynuacją trasy do Rudej, ale potem już się komplikuje i jest znacznie ciężej. Kilkakrotnie gubimy nieistniejącą ścieżkę – generalnie trzeba uderzać na azymut, idąc pod trakcją elektryczną.

Richiusa v3a4 III – jak zwykle niezawodna zabawa – niestety w tym roku woda była tragicznie mała. Udaje nam się odlinować kanion (Olo i Mateo). Kanion ogólnie znany, nie ma co opisywać, trzeba zaliczyć.

Leccia Rossa v3a2 III – biegnie równolegle do Richiusy, ale w porównaniu do niej znacznie mniej widokowa, bardziej zacieniona; Ricchiusę bije natomiast w toboganach – jest ich więcej i są ładnie myte, a nie „kwadratowe” jak na Richiusie.

Quarcetu v3a4 III – Quarcetu to doływ Verghellu o pionowym i niestety leśnym charakterze; gdyby nie kilka niezłych toboganów na górze, nie byłoby tu czego szukać. Dolna część kanionu leśna i nudna – generalnie odradzamy.

Verghello j.w. – marche aquatique, konkretna woda, kilka ładnych kaskad i małych toboganów, można trochę poskakać, wszystko bez liny.

Piscia di Gallu v4a5 II – klasyka gatunku, bije na głowę wszystko w okolicy, tylko dlaczego taki krótki ?! W tym roku z większą wodą z zapory niż zwykle, ogólnie jak zwykle rewelacja. Jak kiedyś przyjedziemy na Korsykę czwarty raz, to zrobimy go raz jeszcze 😉

Nura v4a1 V + Purcaraccia v4a3 I – kanion z serii „musisz to zobaczyć”. Niezła wyrypa, szczególnie na dojściu – startowaliśmy z Bavelli szlakiem GR20, ale wariantem alpine . Całą akcję rozbiliśmy sobie na dwa dni, z uwagi na potencjalne problemy nawigacyjne (teraz moglibyśmy to zrobić w jeden długi dzień). Kawał przygody – biwak na dojściu, kosmiczne widoki na grani, straszna piździawa do 20-25m/s, tak że miejscami ciągnęliśmy na czworakach. Wejście do kanionu jest na prawdę imponujące, zrobiło duże wrażenie na nas wszystkich. Na początku sucho, dopiero po godzinie pojawia się woda i nawet śnieg 😉 Sporo czujnej zspinaczki, często nieobite progi. Łącznik z Purcaraccią już nudnawy i lesisty, dopiero Purcaraccia budzi zawodników z odrętwienia 😉 Wszystkiego wyszło nam 1200 m deniwelacji !

Vacca v2a4 II – eeech klasyka gatunku, słońce, czysta i ciepła woda, po raz kolejny bez liny, uwaga na zjawiskowy syfon na końcu kanionu!

Polishellu v3a2 II – jak wyżej, mały raj dla miłośników toboganów. W tym roku poszliśmy wreszcie do góry normalnie lewą stroną kanionu (czerwone kropki).

Baracci v3a4 III – hmmm… jak na południe wyspy, to może Baracci jest atrakcją, ale po przeprowadzce z okolic Bavelli czeka Was rozczarowanie – woda już bursztynowa, sporo piachu i żwiru. Jak robić to tylko górny odcinek z dwoma pionowymi dziewięciometrowymi toboganami i kilkoma skokami, a potem ewakuować się pierwszym wyjściem. Uwaga na skoki, baseny często zapiaszczone + black-water. „Udało” mi się zaliczyć S8 w wodę po pachy, nic przyjemnego. Dolne wyjście z kanionu nie ewidentne – my wracaliśmy przez makię.

Rio Brussine – to już nie Korsyka. W drodze powrotnej robimy resta i w Alpach Karnickich zatrzymujemy się na szybką akcję na rozprostowanie kości. Uwielbiam ten kanion, wygląda z boku niepozornie, ale w środku już bajka – krystaliczna zimna woda, piękne światło, ładnie myty wapień.

Brakuje tu naszego głównego celu T-A-T v4a5 V, z którego ze względu na obfite deszcze, musieliśmy z żalem zrezygnować. Czekaliśmy na górnym biwaku dwa dni, nie mniej całonocne opady nie pozostawiały złudzeń – nie mieliśmy czego szukać w środku. Skrócony czas pobytu do 1,5 tygodnia nie dawał też szans na kolejne podejścia. Może jeszcze kiedyś…

 

Rudi i Olo (opisy kanionów)

 

 

CzySpimyWKaskuCzyliKorsyka2012