Alpy kanioningowe 2010

Piemont-Ticino-Lombardia – 14-29.08.2010

To już trzeci wyjazd kanioningowy w tym sezonie – tym razem nastawiamy się na prawdziwe alpejskie kaniony. Ogólny plan przewiduje we Włoszech północy Piemont i Lombardię oraz rejon Ticiono w Szwajcarii.

13.08. piątek – wyjeżdżamy z PL. Skład ekipy kanionowej – Joanna „Ruda” Jędrys (AKG), Olo Dobrzański (SDG) + turystycznie Stroona (SDG). Testujemy nową trasę przez Zgorzelec, Niemcy, kawałek Austrii i Szwajcarię. Leje przez całą drogę, więc wcale szybciej nie jest.

14.08. sobota – około g. 16, cały czas w silnym deszczu, dojeżdżamy do wioski Gomba w dolinie Bognanco. Celem jest międzynarodowy zlot włoskiej federacji kanioningowej AIC – Ossola 2010. Po drodze obserwujemy niestety alarmowe stany rzek i potoków, co chwilę widzimy widowiskowe wodospady i kaskady. Zatrzymujemy się pod widoczną z drogi końcówką kanionu Variola Inferiore – wygląda to średnio… a nawet całkiem źle.

Na zlotowym campie zalega kilku centymetrowa warstwa wody. Równocześnie z nami dojeżdża ekipa z Krakowa – dwa Bastery – Tomek i Marek i Wielbłąd – Mirek Jachym (wszyscy AKG). Na miejscu są tez już dwie inne polskie ekipy – z Bielska i Szczecina. Wszyscy mokną jednakowo, atmosfera średnia. Prognozy mówią o rozpogodzeniach dopiero w poniedziałek.

15.08. niedziela – leje. W ramach działalności kanioningowej atakujemy termy w wiosce Premia. Baseny takie sobie, uczucia mieszane – pływamy na zewnątrz w ciepłej wodzie w jakiś debilnych czepkach, cały czas leje, niska podstawa chmur i kapitalne widoki na pobliską kilkudziesięciometrową kaskadę. Chciałoby się już atakować … każde wynurzenie jednak studzi nastroje.

16.08. poniedziałek – poprawa pogody, opady tylko przelotne. Organizatorzy zlotu codziennie wywieszają komunikaty meteo i dokonują oceny sytuacji w kanionach. Dziś po raz pierwszy wywieszają listę, gdzie pojawiają się tylko 3 kaniony, które można atakować w aktualnej sytuacji wodnej: Antoliva, Antolina i val Bianca – wszystko to kaniony o wycenie A2-3. My po nieśpiesznej naradzie i wyżebraniu planu od bielszczan decydujemy się na kanion:

Antolina
wyceniony na V4 A2 IV, 300m deniwelacji na 800m długości – całkiem przyzwoicie. Kanion typu C2C, dojście bezproblemowe – 30min, powrót 5 min.
Skład: Ruda, Olo, dwa Bastery i Wielbłąd.

Podwyższony poziom wody w kanionie gwarantuję świetną zabawę – sporo zjazdów w intensywnych przepływach. Obicie bardzo przyzwoite. Kilka czujnych miejsc gdzie w wąskich szczelinach z silnym przepływem zaklinowane są spore głazy utrudniające deporęcz. W jednym z nich (C30) niestety Bastero pomija odciąg i klinujemy linę na amen – ratuje nas dopiero wsteczne obejście kaskady i ponowny deporęcz z odciągiem.
Dolna część kanionu jest już bardziej rozrywkowa – trochę skoków i ciekawych toboganów. Ostatnia kaskada C55 przy tym stanie wody to odjazd totalny. Ogólnie wrażenia baaardzo pozytywne.

17.08. wtorek – rano na campie ląduje kolejna krakowska ekipa Rysiu (Piotr) Pawłowski (AKG) z Aną i ekipą outletów. Kontuzjowany wczoraj Marek B. dziś restuje. Wstępny plan na dziś przewiduje Rio del Ponte, niestety złe duszki zmieniają go na kanion:

Antoliva,
co okazuję się jednak złą decyzją.
Wycena oficjalna V3 A3 III, deniwelacja 300m na 1,5km długości. Dojście około 45 min, wyjście oczywiste – 5 min do parkingu.
Skład: Olo, Ruda, Baster, Wielbłąd i Rusiu.

Kanion w okolicy Santa Maria Maggiore … i okazuje się że nasza kierowniczka akcji R. właśnie tylko tyle wie. Zwiedzamy okolicę w nadziei przypadkowego natknięcia się na nasz cel… Po dłuższym czasie udaję się, i to na tyle skutecznie, iż przez kanion przewaliły się już wszystkie zlotowe ekipy – jesteśmy ostatni… jak zwykle.

Po kilka dniach okazuje się, iż jest to skuteczna metoda działania na zlocie. Kiedy z rana cichnie już brzęk pakowanego do worów szpeju, można powoli wstawać, zjeść śniadanie na opustoszałym campie, wybrać cel działania i nieśpiesznie w okolicach południa wyruszyć na akcję, wesoło machając do mijanych pierwszych powracających już z akcji ekip. W kanionie pod koniec zwykle spotykamy ostatnie niedobitki z ekip, które kiblują tam w kolejkach od rana.

Wracając do kanionu – typowy leśny kanion, ślisko, około 25 niewybitnych kaskad, które często nie wiadomo czy rzucać się czy zjeżdżać czy obchodzić po krzakach. Dwa większe skoki S12 i S10, parę toboganów, jedno wybitnie malownicze miejsce. Całość niespecjalnie zachwyca, ja jestem wręcz rozczarowany. Kanion ogólnie mało znany, bo podobno niedawno wyeksplorowany i obity dopiero w 2009 roku. Aaaa i ostatnia kaskada C20 jest nie obita – zjazd z natury, czyli jakiś parchów po lewej.

18.08. środa – pogoda stabilizuje się, a my wracamy do planu w wtorku, czyli:

Rio del Ponte
w dolinie Val d’Ossola.
Wycena podobno V4 A2 III, deniwelacja 350m na 1 km długości. Kanion C2C, start bezpośrednio z samochodu, wyjście oczywiste w wiosce przy samochodzie. Z tą wyceną to coś chyba Włosi mają pokopane – ja wyceniałbym to na A3, a Antolivę na A2, czyli odwrotnie jak jest.
Skład: Olo, Ruda, dwa Bastery, Wielbłąd i Rysiu.

Początkowo dojazd trochę nam się skomplikował i na pewno nie jest to wina Rysiowej nawigacji prowadzonej na podstawie symbolicznej mapki z folderka reklamowego Piemontu (bo Rysiu przecież równie dobrze nawiguje na podstawie globusa). Kluczem do sukcesu okazało złożenie lusterek w naszym Caddy’lacku i przejechanie na drugą stronę autostrady przez kładkę dla pieszych. Potem było już banalnie – pełny gaz i smród sprzęgła na podjeździe na górny parking.
Kanion w sumie był taki sobie, nie mniej po Antolivie, stanowił już sporą atrakcję. Na początek C30, potem kwadratowe T13, które okazało się C13 w chwili gdy doszliśmy do właściwego T13 (ale ślady na dupie zostały), kilka fajnych skoków, a potem środkowa mniej ciekawa wypłaszczoną część z serią D-ileśtam.

Dalej była chwila chwały dla telewizji RAI2:
http://www.rai.tv/dl/RaiTV/programmi/media/ContentItem-8022e1ce-103e-4b87-b1c4-8fdfed914156.html?p=0
Na koniec seria ładnych kaskad z marmitami pod roboczą nazwą „puść te linę, debilu”, potem jeszcze huśtawki i na finisz miejska pralnia pod parkingiem, czyli upust wody z jakiś hydroinstalacji. Szkoda tylko pogody – gdyby było odrobinę słońca, kanion prezentował by się zdecydowanie korzystniej.

Po kanionie Bastery i Wielbłąd wyruszają do Ticino, a ja z Rudą i Rysiem wracamy do Domodossoli, a potem kolejny raz po serpentynach 1 km w pionie na zlotowy camp.

19.08. czwartek – dziś razem z Rudą udaje nam się zapisać na kurs White Water, prowadzony przez włoskich instruktorów w ramach zlotu. Kurs odbywa się na kanionie:

Rassiga Inferiore
Wycena V5 A5 V – my jednak robimy w ramach kursu tylko część inferiore, którą wyceniłbym na V4, A5 III.

W czasie dojazdu włoski instruktor wypytuje o polskie kaniony… hmm tego tematu raczej długo nie pociągniemy… żenada.
Dojście do startu przy hydroinstalacji z dolnego parkingu to ok. 30 min. W akcji udział bierze ok. 10 osób – Ruda i ja, trójka zaciężnych Niemców i jacyś Grecy czy Hiszpanie. Instruktor ostrzega by ubierać się ciepło – na starcie Rudi z przerażeniem patrzy jak wszyscy zakładają kolejne warstwy neoprenów, sama występując w pancernym 2x7mm.
No i stało się – wszyscy naubierani jak przybysze z Mat-planety ledwie poruszają kończynami i akcja rozwija się w ślimaczym tempie (uznajmy to za główną przyczynę ;). A kanion wąski, ciemny, przeciągi spore, dużo wody i pływania, zimno – i do tego przepiękny…
Towarzystwo do skoków bardzo niechętne i niemrawe, więc wszystko trwa godzinami… prawdziwa akcja kursowa. Z nowości i technik dowiadujemy się niewiele nowego, nie mniej trzeba przyznać że ideologię działania to nam mocno przewartościowali… dzięki!
Na koniec na parkingu typowe włoskie stratatata, winko, serki …
Wieczorem klasycznie ognisko pod wiatą, wszyscy w puchówkach, bo camp przecież na wysokościach kosmicznych i temperatura blisko zera absolutnego. A reszta ekip już dawno śpi, bo skoro świt muszą ustawić się w kolejce do kolejnego kanionu 🙂

20.08. piątek – dziś dzień na przetestowanie trików z dnia poprzedniego. Rysiu z outletami restuje się nad Lago di Maggiore. Idę więc z Rudą szybką dwójką, a na cel obieramy:

Variola Superiore
Wycena V4 A5 V, deniwelacja 300m na aż 2 km. Dojście około 1,5 godziny, ale bardzo widokowe, więc wcale nie żal.
Skład: Ruda, Olo.

Na podejściu idziemy na podstawie informacji lokalesów i google map, tylko raz na chwile wchodzimy w niewłaściwą ścieżkę. Potem w niejasnych miejscach kierujemy się śladami fajwtenów i okazuję się że to właściwe tropy : ) Zaczynamy sporo powyżej lawiniska i do dziś sam nie wiem czy to dobrze – w sumie ok, kilka ciekawych kaskad więcej i dosyć malowniczo. Kanion świetny, sporo skoków, zjazdów, trawersów – jest co robić. W górnej części około 150m kanionu jest wypełnione drewnem z lawiniska. Niestety przemieszcza się ono z wodą poniżej, więc skaczemy czujnie, bo niebezpieczeństwo defloracji jest bardzo wysokie.
Kanion robimy w czasie 2,5 godz. – wychodzi że jest nieźle, bo napotkani na końcu przy zaporze Hiszpanie męczyli ten odcinek 6 godz.
Na zaporze niestety kończymy, bo dolna część kanionu na skutek śmiertelnego wypadku dwóch Holendrów jest od tygodnia zamknięta.
Powrót do samochodu do miasteczka to jakieś 20-30min, szybkie mycie na moście i znowu wracamy kilometr do góry na nasz stratosferyczny camp. Wieczorem pojawia się na chwilę ekipa Basterów, którzy wracając z Ticino zabierają turystkę Stroonę i wracają do ojczyzny.

21.08. sobota – rano po całonocnej jeździe do Domodossoli dojeżdża świeże polskie mięso armatnie – Docent z Moniką, Magda (wszyscy z SDG) + Łukasz. Wszyscy jacyś tacy nowi, radośni i niepoobijani. Postanawiamy to jak najszybciej zmienić – jedziemy na:

Val Bianca
Wycena V5 A3 II, piękny kanion typu C2C, dojście/powrót – 0/0 min, 170m deniwelacji na ok. 600m długości. Krótki, ale treściwy.
Skład: Ruda, Olo, Rysiu, Docent, Monika, Magda, Łukasz.
Początek lajtowy, kilka krótkich toboganów i skoków, potem bardzo miłe T10 i T8, następnie piękne C19 z małą pralką po środku i lądowanie w pięknym marmicie typu oscuros. Dalej C5 które czujnie przerabiamy na S5 … i stop. Niestety jesteśmy za wcześnie dzisiaj – doganiamy jakąś poranną ekipę i mamy resta. Na szczęście w bardzo wygodnym miejscu, nareszcie w słońcu, z pięknym widokiem na okolicę i parking. Na koniec robimy ostatnią kaskadę w 3 odcinkach – C35, C18 i C41. Krótko, ale bardzo bardzo fajnie.
Parking, samochody, przepak i znowu w kosmos, czyli na nasz kriogeniczny camp.
Wieczorem nasza świeża ekipa zgonuje, a ja z Rudą, Aną, Rysiem, outletami i bielszczanami wbijamy się na imprezę zakończeniową. W loterii zostajemy słusznie nagrodzeni – kanionowy podkoszulek, asocjacyjna bluza + weekendowy pobyt w termach są nasze 🙂

22.08. niedziela – koniec zlotu. Od rana intensywne pakowanie, nie tylko nasze zresztą – większość ekip wyjeżdża i camp pustoszeje z minuty na minutę.

Na tegoroczny zlot przybyło 402 kanionierów, w tym 170 z Włoch, 38 z Francji, 75 z Hiszpanii, 12 ze Szwajcarii, 1 z Austrii, 41 z Niemiec, 42 z Grecji, 19 z Polski, 3 z USA i 1 z Bułgarii. W czasie zlotu w książce wyjść odnotowano 171 akcji w 17 różnych kanionach, łącznie 1168 przejść, z czego najwięcej w środę – 234 przejścia. Najbardziej obleganym kanionem było Isorno Inferiore – 168 przejść. Najmłodszy uczestnik miał 8 miesięcy (w loterii wygrał 30metrową linę), najstarszy 79 lat.

Rozstajemy się z Rysiem, Aną i ekipa outletów i w ślad za bielszczanami kierujemy się do Ticino w Szwajcarii. Przemieszczamy się pod kanion:

Val Grande Inferiore
Wycena V3 A4 III, dojście 30 min, powrót 5 min, deniwelacja 120m na 800m długości.
Skład: Olo, Ruda, Docent, Monika, Magda i Łukasz.
Kanion bardzo ładny i atrakcyjny technicznie – są wysokie skoki do 15m, długie tobogany i kilka widowiskowych zjazdów. Środkowa część kanionu jest mocno wcięta, brak wyjść awaryjnych. Ostatnie tobogany T24! i T28! robią spore wrażenie – szczególnie ten ostatni jest dosyć brutalny, robiąc go w całości warto przygotować się na ból.
Akcja zajmuje nam 2,5 godziny. Potem przemieszczamy się na camp w Gugo, gdzie dzień kończymy z bielszczanami na zasłużonym piwku w basenie 🙂

23.08. poniedziałek – po wczorajszym restowym dniu postanawiamy zrobić dziś dłuższą akcję. Po analizie świeżo zakupionego na zlocie przewodnika „Eldorado Ticino” nasz wybór pada na:

Cresciano Superiore
Wycena V4 A4 IV. Deniwelacja 540m na 1,6km długości. Kanion C2C, płatna droga na górny parking. Dojście z górnego parkingu wg przewodnika 45 min, ale nam to zajęło 1,5godz. i jest to bez błądzenia realny czas.
Skład: Olo, Ruda, Docent, Monika, Magda i Łukasz.
Na dolnym parkingu spotykamy 8miu czeskich kanioningowców w dwóch samochodach marki skoda – to nie ostatnie takie spotkanie : )
Przed akcją dzwonimy zgłosić akcję do hydroelektrowni. Chyba zakręcają nam wodę, bo w kanionie ledwo ciura. Nie mniej atrakcji i tak jest sporo, kanion bardzo myty, woda czysta, sporo długich toboganów i skoków. Długie i techniczne zjazdy, wymagające czujnego poręczowania z uwagi na ostre żylety po drodze. Akcja w 6 osobowym składzie zajęła nam około 5,5 godziny. Superiore kończymy około godziny 18stej, tutaj rozdzielamy się – ja i Ruda biegniemy dalej kanionem, a reszta wraca ścieżką na dolny parking. Szybki przepak i po 15 minutach zaczynamy w dwójkę:

Cresciano Inferiore
Wycena V3 A3 II, deniwelacja 210m na długości 500m.
Skład: Ruda, Olo.

Przewodnik określa to na 2 godziny akcji, ja wyceniam to na godzinę – tyle mamy czasu + 15 min rezerwy, bo musimy zdążyć przed zmrokiem. Skaczemy co się da, a co się nie da, albo nie wygląda – zjeżdżamy bez medytacji.
Sam kanion pomimo zmroku i deszczu jest rewelacyjny, trzeba wrócić tu jeszcze raz i zrobić go trochę bardziej rozrywkowo. Na dolnym parkingu meldujemy się po niecałej godzinie, chwilę po grupie wracającej z superiore. Mają do nas pretensje że ich porzuciliśmy, ale niestety – w 6 osób nie zdążylibyśmy. Na koniec zgłaszamy w hydroelektrowni koniec akcji.

24.08. wtorek – napieramy, bo ściga nas widmo końca urlopu. Pogoda się poprawia, więc zapada decyzja:

Lodrino Intermedio
Wycena V3 A4 III, deniwelacja 160m na 900m długości.
Skład: Olo, Ruda, Łukasz, Docent.

Jedziemy do wioski Lodrino. Ruda coś mamrocze o szukaniu oficjalnego parkingu wg przewodnika zlokalizowanego gdzieś w dupie, na szczęście zostawiamy jeden samochód po prostu na parkingu na końcu kanionu. Pakujemy się w 6 osób do Caddy’lacka i jedziemy na górny parking. Tam spotykamy oczywiście dwie skody i 8 czeskich kanioningowców, uzbrojonych po zęby w pomarańczowe kamizelki – ida na dolne Lodrino.
My w 6stkę startujemy do góry, po 20 min jesteśmy na starcie – obczajamy wodę (a jest konkretna) i skład nam się klaruje – Monika i Magda wymiękają.

Pierwszą dużą kaskadę C47 robimy bocznym wariantem, z dołu okazuję się jednak iż prawdopodobnie można było próbować jechać środkiem. Dalej robi się na tyle wąsko i ciasno, że bocznych wariantów już nie ma – można napierać tylko na dół 🙂 Woda leje się konkretnie, jest fajnie. W trudniejszych miejscach zakładamy zjazdy kierunkowe, ćwiczymy różne patenty i triki. Po 2 godz i 15 min jesteśmy na moście kończącym intermedio. Spotykamy Monikę z Magdą. 15 min restu i w tym samym 4-osobowym składzie zaczynamy dolną część, czyli:

Lodrino Inferiore
Wycena V5 A5 III, deniwelacja 210m na długości 1,1km.

Wody jakby mniej, ale to złudzenie, bo na początku jest po prostu szerzej. Po chwili po raz kolejny napotykamy 8 czeskich kanioningowców, tym razem bez dwóch skód. Wyglądają strasznie, myślimy że coś poważnego się stało – okazuje się że doszli to tzw. The Tube, gdzie po prostu wymiękli. Przez 2 godziny wracali przez dwie niewielkie kaskadki. Mijamy ich szybko by nie zasiali zwątpienia w naszym kanioningowym narybku – Docencie i Łukaszu. Ruda pogania „Chodź Docent – nie słuchaj ich !” .
The Tube faktycznie wygląda kiepsko, o skakaniu nie ma mowy, sama piana i bałwanki, wciąga pod skały aż miło. Dalej w T11 odwój na całego, więc trawersujemy góra. C8 robimy jako S7 – tu nie ma problemu, jest łatwo. Dalej jest gorzej, bo mamy na ukośnym progu C10 w szczelinie zjazd prosto w konkretnią pianę. Alternatywnie decydujemy się robić to na S9! Skok wredny, bo rozbieg i odbicie w płynącej podcinającej wodzie, a lądowanie daleko i ciasno. Mnie się jakoś mi się udaje, ale obserwując z dołu moich towarzyszy, to już nie wygląda tak fajnie – pełny program artystyczny w locie zostaje przerobiony 🙂
Potem już tylko dwa trawersy i piękna kaskada C45 – poszło gładko. Jeszcze trochę boulderingu przy hydroinstalacjach i piękna C37 pod skalnym łukiem. C37 przy tej wodzie oczywiście zabija, więc zjeżdżamy wariantem z łuku C36. Na ostatniej C22 nasi młodzi adepci widowiskowo integrują się z kaskadą, co można obejrzeć na zdjęciach i filmach 😉 Na parkingu pod knajpą Docent zbiera od lokalesów gratulacje za brawurę i męstwo i zostaje lokalnym kanionowym guru.
Czas akcji 3 godz. 15 min.

25.08. środa – po ciężkich przejściach dnia poprzedniego Docent leczy dziś żebra, a reszta ekipy realizuje program restowy w kanionie:

Iragna Inferiore
Wycena V4 A4 II.

Dojście podobno banalne, my jednak mamy swoją wizję i realizujemy ją napierając poprzez różne podwórka, ogródki i rabatki. Dopiero przy kapliczce Ruda doznaje objawienia i nakazuje iść niewiernym prosto w wielkie krzaki jeżyn. Jakimś cudem kolczaste gorejące krzaki się rozstępują i Ruda znajduje zbawczą ścieżkę. Cud… ale trafiamy, Alleluja !
Kanion zaczynamy od kaskady C40 – poręczuje nasza święta Ruda. Akcja przebiega tak sprawnie, że wszyscy zjeżdżają zostawiając mnie na deporęczu C40 z jedną liną 60tką – k…, ode mnie też cudów wymagają ?
Na resztę akcji spuszczam zasłonę miłosierdzia … to nie był nasz dzień. Wyjście w wiosce, praktycznie na parking. Czas akcji – 2 godz 45 min, żałosne 🙁

Po kanionie szybki przepak i znowu zmieniamy okolicę działania – przez Bellizonę i Lugano jedziemy nad Lago di Como do Gravedonny we Włoszech. Przed zmrokiem po kilkunastu kilometrach szutrową górską drogą dojeżdżamy do małej osady Dangri w dolinie Valle di Darengo. Tutaj zostajemy na noc.

26.08. czwartek – jak zwykle o świcie zbieramy się do kanionu. Już o 9 ruszamy na:

Val di Bares
Wycena V5 A5 V, 700m deniwelacji na 3.2km długości – kawał kanionu, około 86 kaskad do pokonania, przewodnikowo od 5 do 9 godzin kanionie, 2 godziny dojścia i pół powrotu.
Skład: Ruda, Olo, Łukasz.

Dojście banalne już nie jest, tym bardziej iż na początku mylę rozwidlenia ścieżek i idziemy do wioski Baggio w kierunku Valle di Darengo. Wracamy na właściwą ścieżkę trawersem, ale dojście wydłuża nam się o godzinę :/
Sam kanion to już inna bajka – to trzeba przeżyć samemu. Praktycznie zero łażenia w piankach po lesie, cały czas coś się dzieje. Górna część kanionu to sporo zjazdów lub alternatywnie trudnych skoków. Krystaliczna woda i dużo słońca utrudniają ocenę głębokości, przeważnie jest głębiej niż przewidujemy. Dolna połówka jest już bardziej zacieniona, skoki i zjazdy są wyższe i trudniejsze, ale nie przekraczają 30m. Ogólnie – REWELACJA.
Akcja idzie sprawnie – w niecałe 4 godziny jesteśmy na dole. Zbiegamy do Dangrii, szybkie jedzenie i jeszcze tego samego dnia przemieszczamy się do Gordony pod Trattorię Dunadiv. Tam wieczorem zasłużone piwo i Gnocchetti di Gordona tj. makaron z dużą ilością topionego żółtego sera.

27.08. piątek – rano przemieszczamy się na pośredni-górny parking na Bodengo, tam szybkie śniadanie i … zaczyna padać. Wracamy do Trattori, gdzie przy winie przeglądamy dotychczasowe zdjęcia. Około 15stej pogoda się poprawia, więc jedziemy do góry na krótką akcję:

Bodengo 2
Wycena, V3 A3 III, deniwelacja 175 m na 1.7 km długości. Kanion typu C2C, dojście 0/ powrót 10min.
Skład: Olo, Ruda, Docent, Monika, Magda i Łukasz.

Niestety po porannym deszczu okazuję się że w kanionie mamy szambo, widzialność w wodzie zero.
Zastanawiam się czy sobie nie odpuścić, ale chyba nikomu poza mną to nie przeszkadza – chyba wystarcza sama słynna nazwa, by się podobało. Pierwsze S15 robię z obrzydzeniem, potem już jakoś idzie. Stopniowo od połowy kanionu czystość wody się poprawia. Całość udaje mi się zrobić w stylu marche aquatique. Generalnie wszyscy są dzielni – skaczą, zjeżdżają, pływają. Na T10 też nikt nie wymięka.
Czas akcji – 2 godziny.
Po akcji wracamy do Trattorii, gdzie biwakujemy.

28.08. sobota – ostatni dzień działania, a ekipa żąda restu ! Jakimś cudem udaje nam się przełamać impas, nawet Rudi się decyduje. Tylko Magda zostaje dziś naszym kierowcą. Idziemy na:

Pilotera
Wycena V3 A3 III, deniwelacja 270m na 2,5km długości, kanion C2C, dojście pół godziny, powrót 10 min.
Skład: Olo, Ruda, Docent, Monika i Łukasz.

Na początku zdziwienie – dojazd na górny parking jest płatny. Klucze należy wykupić u Pasquale’a w Tratorii za jedyne 5 eur. Potem już jakoś idzie – pogoda dopisuje, widoki całkiem ciekawe. Zaczynamy od zapory – przepływ mały, ale woda w marmitach jest – w dodatku czysta, więc jest ok. Nawet więcej – jest super ! Sporo fajnych skoków, kilka wysokich do 15m, parę toboganów, łącznie około 20 kaskad. Czysto, schludnie i przyjemnie – okazało się że to świetny wybór na zakończenie wyjazdu. Czas akcji – 2,5 godziny.

Wychodzimy na parking, gdzie czeka na nas już Magda.Kolejny szybki przepak i zwijamy się w kierunku PL :/ Jedyna atrakcja po drodze to strefa wolnocłowa w Samnaun – tam jeszcze zakupy, pizzeria i jedyne co pozostało, to powrót do domu… Pozostaje tylko zacząć planować kolejny wyjazd 🙂

Olo